O taaak. Krewetki jem rzadko. Nawet bardzo. Nie jem prawie wcale. Czemu? Bo My nie ogarnia, a jedzenie samemu jakoś nie sprawia takiej przyjemności. Tola lubi, ale w niewielkich ilościach (jest więc światełko w tunelu na towarzysza na przyszłość).
Wczoraj jednak się uparłam. Chciałam przed majówką wrzucić na bloga coś ciekawego. Ileż można publiko...